
- Jeszcze tu, w Jeleniej Górze, prosiłam lekarzy o kolejne dodatkowe badania, bo mąż gasł mi w oczach. Tu mi powiedzieli, na przykład, że nie ma wskazań do zrobienia tomografii komputerowej, a gdy trafił do Wrocławia, to takie badanie zrobiono – dodaje E. Małas. - Miałam wrażenie, że nie bardzo wiedzieli, czego i jak szukać.
Pacjent karmiony był pozajelitowo, bo ciągłe wzdęcia i pęczniejący brzuch dawały przypuszczenie, że mogło dojść do perforacji jelita. W klinice mężczyzna był operowany ponownie, wycięto mu jelito grube. Jednak organizm był już tak wyniszczony i zakażony, że poprawa nie nastąpiła. Po kilku dniach Jerzy Małas zmarł.
Cały artykuł w "Nowinach Jeleniogórskich" nr 26/10.
Komentarze (1)
Mój sąsiad poszedł do szpitala na nogi bo nie mógł chodzić,a po 2 dniach zmarł niby na serce choć takowych problemów z nim nigdy nie miał!Mojej mamy koleżanki tato poszedł do szpitala na badania kontrolne,niestety zmarł na nerki...
Idziesz na coś,a na zupelnie coinnego umierasz w naszych szpitalach!