To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

25 lat więzienia za zabójstwo

25 lat więzienia za zabójstwo

Na ćwierć wieku więzienia skazał jeleniogórski sąd Andrzeja R., który we wrześniu 2009 roku w Sobieszowie zamordował swoją przyjaciółkę Beatę. Kobieta osierociła dzieci. Sąd przychylił się do wniosku oskarżyciela, który zażądał tak wysokiej kary. Sędziowie nie znaleźli żadnej okoliczności łagodzącej wobec oskarżonego.

Zwłoki Beaty R. znaleziono na torach w Sobieszowie na początku września 2009 roku. Kobieta miała liczne ślady pobicia.  Tragedia rozegrała się w pobliskim zakładzie pogrzebowym „Hades”.

- Przybiła mnie ta tragedia – mówiła nam po zdarzeniu Agata Machelska, siostra zamordowanej. Obie mieszkały w jednym domu: Agata z dziećmi na górze, Beata na dole. - Beata poszła gdzieś na melinę i wróciła z nim – opowiada o początkach znajomości z Andrzejem. - To było w maju. Mówiła, że on tu będzie krótko, że się wyprowadzi.

Początki tej znajomości były niezłe. Można było nawet odnieść wrażenie, że on dba o nią. Pracował dorywczo, zarabiał pieniądze, dokładał się do rachunków. Tylko że Beata dużo piła. Bardzo dużo. - Jak dał jej ze 20 złotych na zakupy, to na drugi dzień musiał jej szukać po Sobieszowie – opowiada Agata. - Denerwował się, że poszła w długą. A potem wracali, oboje pijani. Tak było często, ostatnio niemal codziennie.

W kwietniu 2009 roku Andrzej R. został warunkowo zwolniony z więzienia, gdzie odsiadywał karę trzech lat pozbawienia wolności za rozbój. Wrócił do domu. Wtedy też poznał Beatę i wspólnie zamieszkali. Pili razem. Z czasem mężczyzna robił się coraz bardziej agresywny – bił i wyzywał Beatę, wyganiał ją z domu.

W trakcie kolejnej awantury w sierpniu Andrzej R. dotkliwie pobił przyjaciółkę drewnianym kołkiem. Złamał jej rękę. Po tym zajściu wyprowadził się i kontakty między nimi nieco zelżały.

Niedługo potem Beata odwiedziła swego znajomego, który prowadził w Sobieszowie zakład pogrzebowy. W towarzystwie innych osób razem pili wódkę. Na drugi dzień, nad ranem do lokalu wtargnął Andrzej R., który zaatakował trzonkiem od siekiery znajomego Beaty. Ranił mu twarz, głowę, a ostrym narzędziem dźgał po klatce piersiowej i brzuchu. Potem cała agresję skierował na Beatę. Oboje pobici stracili przytomność. Gdy kobieta po jakimś czasie się ocknęła, wyszła z mieszkania szukać pomocy. Głęboka, cięta rana dłoni była przyczyną zatoru powietrznego serca. Kobieta zmarła.

Wyrok w sprawie Andrzeja R. nie jest prawomocny.

CZYTAJ TEŻ: Oskarżony o zabójstwo idzie w zaparte