To jest archiwalna wersja serwisu nj24.pl Tygodnika Nowiny Jeleniogórskie. Zapraszamy do nowej odsłony: NJ24.PL.

Nie liczcie na cuda

Nie liczcie na cuda

Czerwony kaftan, czapka z białym pomponem i tablica z wyraźnym napisem: „zbieram na renifera”. Jeszcze kilka garści cukierków do worka i w drogę. W wigilię Świętego Mikołaja może zdarzy się cud?

5 grudnia, niedziela, centrum Jeleniej Góry
Pod Bramą Wojanowską pusto. Nieliczni mieszkańcy przemykają na niedzielną mszę do kościoła pw. Erazma i Pankracego. Obojętnym spojrzeniem ogarniają tablicę - „na renifera” - nie dziwiąc się, nie oburzając, nie zatrzymując w pędzie. Tylko „zielony Mikołaj” ma czas. Stoi za drugą bramą z puszką oklejoną znakami schroniska Brata Alberta. Zbiera na bezdomnych.

- Trochę dają - mówi „zielony Mikołaj”. Bezdomny od dwóch tygodni. - Zbieram, bo w Albercie zostanę chyba na dłużej.

„Zielony Mikołaj” nie chce rozmawiać o sobie. Spieszno mu do pustej ulicy i swojej wyciągniętej ręki z puszką na bezdomnych, której nikt nie chwyta. Odchodząc, rzuca: „bawcie się dobrze”. A nam się robi głupio, że ktoś może pomylić zielone z czerwonym, prowokację z potrzebą, renifera z bezdomnym. Szybka zmiana tablicy:

„Czego jeszcze chcecie?!”
- Eee, trzeba mieć kasę, żeby mieć marzenia - dwie kobiety stoją na ulicy z psami. Poprawiają „psie sweterki” zrobione na drutach. - Lepiej, żeby Mikołaj zadbał o zwierzęta, bo ludzie to o siebie dbają, oj, dbają.

„Willa, samochód, podróże” - pobożne życzenia do „Świętego Czerwonego” płynące z ulicy są powtarzalne. Nieletnie chłopaki chcą papieroska, kobieta w podartych spodniach willę, a bezrobotny Wiesław z papierosem w ręku i „oddechem z promilami” niezdarnie przekonuje, że chce pracować.

- Ludzie chcą za dużo od świętego Mikołaja, ja żyłam skromnie, teraz, to jest przepych - starsza pani brnie przez śnieg. Cukierka od Mikołaja woli zamienić na chwilę rozmowy. Odkąd mąż umarł, Janina Łapińska żyje samotnie. Ale trudno opowiedzieć 86 lat życia, przemierzając 247 kroków z Mikołajem. O dzieciństwie na Wileńszczyźnie, transporcie na Ziemie Zachodnie, krowach, które rodzice przywieźli, pracy na kolei, sąsiedzie dobrym, bo węgiel przyniesie, trzeba by opowiadać godzinami. W spracowanej dłoni pani Janina zamyka cukierka. Na długą rozmowę nikt nie ma dziś czasu. Nawet święty.

Mikołaja zamienię na Tesco
W niedzielne południe większy ruch pod Tesco niż pod kościołem. Tam będzie łatwiej zbadać społeczną temperaturę uczuć, wiarę w Świętego, zapotrzebowanie na CUD. Chwila wahania, z jakim hasłem wybrać kartkę: „Rzucam pracę” czy „Straciłem wiarę w Szefa”.

- Nie wierzę w świętego Mikołaja, wierzę w Boga - takiej reakcji nie spodziewaliśmy się po młodej dziewczynie, ubranej w skórzaną kurtkę, palącej przed Tesco papierosa. Wyszła na przerwę, handluje w markecie, nie potrzebowała intymnej atmosfery ani skupienia uwagi, aby rozmawiać o Bogu. Czas przeznaczony na jednego papierosa wystarczył, aby zdefiniowała swój stosunek do wiary, która pomaga i... przeszkadza w życiu.

- My tam wolimy wierzyć w siebie, to wystarczy, aby odnieść sukces - zaczepnie odzywają się dwie nowe młode amatorki papierosowego dymka przed Tesco.
Wahadłowe drzwi do Tesco wypluwają kolejnych klientów pchających załadowane wózki. Tylko nieliczni zatrzymują wzrok na postaci w czerwonym kaftanie. Nie komentują, nawet nie mówią NIE, kiedy nerwowo zmieniam tablicę i znów „zbieram na renifera”. Jedynie dwie małe dziewczynki przystają na chwilę i ogłaszają Dobrą Nowinę: ich Mikołaj właśnie wyszedł z Tesco, a w torbie niesie MP4 i ajpoda.

„Czego jeszcze chcecie”?! - potrząsam nerwowo kolejną kartką, żałując, że nie przygotowałam takiej z napisem: „nie zamieniajcie Świętego Mikołaja na market”. W uszach szumią prośby rzucane przez klientów biegnących na parking: ”kasy dużo”, „wygranej w totka”, „Kasi lat 21”, „pracy, bo w tych czasach to już wszystko”... I wtedy starszy pan uśmiecha się do mnie radośnie:

- Miłości - mówi donośnym głosem Stanisław, rozglądając się za swoją drugą połówką. Razem z Ireną żyje niemal od 60 lat. - Wszyscy mówią „daj”, marzenia są wygórowane, ta merkantylna strona młodego i średniego pokolenia trochę mnie razi. I bez cudu świętego Mikołaja w Jeleniej Górze może być lepiej, o ile władze będą mądrze miasto rozwijać, a ludzie dostaną pracę. Ja tam wierzę w sprawiedliwość ludzką, która w dłuższej perspektywie zawsze wychodzi na wierzch.

Emerytowany prawnik przyznaje, że córka z zięciem wyprowadziła się z Jeleniej Góry. Wybrała lepsze życie w Goerlitz. Wnuczka po dwóch latach rzuciła studia prawnicze w Heidelbergu, wybierając... reżyserię teatralną i filmową w stolicy Peru:
- Rzucając studia, napisała rozprawkę, oskarżyła prawo, wydała na nim wyrok, ale ludzi oskarżać nie chce.

„Nie liczcie na cuda”
To hasło najlepiej się sprawdza przed lokalem wyborczym w jeleniogórskim szpitalu. Konkuruje z nim: „Dość obiecanek!”.
- Z jakiej opcji jesteście? - dopytuje elegancka kobieta, wychodząc z lokalu wyborczego. Nie zmyli ją czerwony strój Świętego. Nie jest głupia, żeby uwierzyć w bezinteresowność świętego Mikołaja w dzień wyborów prezydenckich. Cukierków nikt nie rozdaje za darmo. 5 grudnia przed lokalem wyborczym święty Mikołaj nie ma czego szukać.

Mikołaje z targu
- Sam nigdy nie byłem Mikołajem i nie wołam po niego. Mam żonę, córka kończy magistra, syn technikum, mam dom i ten interes z dresami, a parę złotych starcza na chleb. Po co tych marzeń tyle? - Jan handluje na pierwszym stoisku od bramy na cieplickim targu od ... 1984 roku. Odkąd z Jeleniej Góry przeprowadził się do Rakowic Wielkich pod Lwówek - bo na wsi taniej się żyje - dojeżdża na plac w każdą niedzielę. Widok świętego Mikołaja ucieszył go tak samo, jak „grajków”, żebraków i dzieci z wyciągniętą dłonią na placu, którym wrzuca dwa złote, nie starając się dociec, kto w potrzebie, a kto naciągaczem. Kiedy Jan opowiada, wokół oczu zagęszczają mu się zmarszczki. Zna na targu chyba wszystkich. Nieustannie ktoś podchodzi pożartować. W trzech zdaniach Jan zamyka okres transformacji i Polaków z targu czekanie na cud:
- Teraz ludzie mniej kupują, ale przestali narzekać. Nie mają na to już sił. Zaczynają się cieszyć z tego, co mają.
Alejkę dalej stoisko z ciuchami zamyka Agnieszka z Bolesławca.
- Oby zdrowie było, na resztę zarobimy sami, bez Mikołaja - przekonuje śpiewnym głosem - Mieszkanie i samochód jest, mąż jest, dziecko zdrowe, życie się kręci. Nie trzeba za dużo wołać.

Nawet cukierka od Mikołaja nie chce:
- Sama staram się być świętym Mikołajem. Wierzę w bezinteresowną pomoc, bo ją też otrzymuję... takie tam zwykłe ludzkie sprawy, dziecko mi ktoś zabierze do szkoły... to ważniejsze od pieniędzy.
- Od Mikołaja tylko zdrowie prosić, żeby móc tyrać - wtóruje mąż Agnieszki. - Po co miliony? Tylko kłopot, co zrobić z kasą, kiedy przyjdzie umierać.
Ktoś sprzedaje jemiołę: „za 35 zł dorodna złota gałąź”. Obok młody sprzedawca próbuje kupić ode mnie czapkę Mikołaja:
- Chciałem DVD, przyniosłeś VHS, prosiłem o sony play station 3, podrzuciłeś marną grę, a ja tak polskie króle lubię, szeleszczące króle. Chociaż czapkę zostaw.

Autobusem po cud
W autobusie MZK trudno będzie ignorować Świętego rozdającego cukierki. Wsiadamy do „siódemki” koło blaszaka, jedziemy do Cieplic. Wśród pasażerów najwięcej kobiet, trochę dzieci. Biorą cukierki. „Czego jeszcze chcecie”? - czytają pobieżnie hasło i... odwracają głowy do okien.

- Ta prowokacja Mikołajowa to na zlecenie jakiej instytucji? Jest dość agresywna, bo nie można oddzielić od siebie przestrzeni z Mikołajem - nareszcie jakaś zdecydowana reakcja zamiast obojętności, uprzejmości i zdawkowych uśmiechów.
- Badamy poziom „świętości” i wiary w cud wśród jeleniogórzan - wykręcamy się jak możemy od przyznania do „dziennikarskiej roboty”.
Młody człowiek jest wyraźnie na „nie”. Przyznaje, że pracuje w „podobnej branży - badającej opinie społeczne” i nie spotkał się z takim potraktowaniem respondentów.
- Nawet, jak ktoś nie chce, musi w tym uczestniczyć - powtarza, krytykując zamianę Mikołaja w „Mikołajową”. - Mikołaj transwestyta? A może wyprzedzacie epokę? - prowokuje i on.

Na przystanku „Orle” w Cieplicach, gdzie wysiadamy, jesteśmy już dość zaprzyjaźnieni: znamy pobożne życzenia młodego człowieka, który dawno zwątpił w znalezienie pracy lepszej niż w markecie w swoim rodzinnym mieście. Wybrał duże miasto. Nie wierzy „w cud powrotu świetności Jeleniej Góry”.
- A ja w wierzę w cuda - oponuje kobieta w średnim wieku, ubrana w brązowe futerko, z „paczkami mikołajkowymi” w rękach. Jedzie z mężem do wnuczki. W końcu mamy wigilię świętego Mikołaja.
- 35 lat pracuję przy łóżku chorego, to cuda widziałam - Danuta Tupaj jest pielęgniarką. Opowiada o Danieli, koleżance córki, też z osiedla Orle. Po wypadku samochodowym Daniela kilka miesięcy przeleżała na ojomie. - Rodzina wierzyła w cud, mama siedziała przy jej łóżku bez przerwy.
Cud się zdarzył. Daniela po raz drugi uczyła się mówić i chodzić. Wyjechała do Anglii, zarobiła na dom, wyszła za mąż i urodziła córeczkę.

Puszka zamiast worka marzeń
Autobus komunikacji miejskiej zamieniamy na auto. Przed zmrokiem zdążymy mikołajowe cukierki rozdać poza Jelenią Górą.
- Gorzej się żyje, sto razy gorzej, nawet z poprzednim rokiem porównując - stan portfela i ducha mieszkańców Starej Kamienicy nikt tak nie potrafi ocenić, jak miejscowa sklepowa. Magdalena Humienna do pracy w sklepie ma dwie minuty drogi od domu. Marzenie Rerek dojście do pracy zajęło całą godzinę, bo w niedzielę rano nie ma autobusu z Barcinka. Wieczorem wróci do domu na rowerze. Kupiła już trzeci rower, dwa poprzednie skradziono sprzed sklepu i domu.

W niedzielne popołudnie ruch w sklepie znikomy. Mikołaj z tabliczką „czego jeszcze chcecie?” najwyraźniej ożywia senną atmosferę.
- Ludzie chcą pieniędzy, bo im brakuje na jedzenie. Przy kasie brakuje, donoszą albo zapisują się na zeszyt - mówią zgodnym chórem sklepowe. - Mięsa mało kupują. Ale papierosy kupują, alkohol kupują, bo nałóg to nałóg.

Z wypowiedzeniem marzeń dziewczyny mają kłopoty:
- Nie myślę o tym, nie mam czasu - wykręca się Magdalena. Na Boże Narodzenie to ona spełni jakieś marzenie.
- Pierwszy raz zostanę Mikołajem - mówi, wskazując na puszkę, którą przed miesiącem postawiła przed sklepową kasą. Kiedy w Gierczynie spalił się dom i rodzina straciła cały dobytek, na puszce po lizakach napisała, że to zbiórka dla pogorzelców.
- Bogaci nie wrzucają. Pytają tylko „dla kogo”. A ja nawet nazwiska pogorzelców nie znam. Biedni dają. Niewiele tego się uzbierało: niecała stówa w niecały miesiąc. Przed świętami zawiozę puszkę pogorzelcom.

Palce zziębnięte. Cukierki rozdane. Czerwony kaftan niedbale rzucony do bagażnika. Tylko lista cudów ciągle otwarta.

Nowiny Jeleniogórskie nr 49/10. Zdjęcia: Mateusz Banaszak.

Nie liczcie na cuda
Nie liczcie na cuda
Nie liczcie na cuda
Nie liczcie na cuda
Nie liczcie na cuda

Komentarze (4)

Świetny pomysł! Ciekawy materiał, kawał dobrej, dziennikarskiej i ludzkiej roboty.

Na premier Tusk to najlepszy cud chyba nie słuchacie jego wystapień w mediach?

Nie zapominaj o cudotwórcy Kaczyńskim :lol: ten obiecuje nam cud pt.Korea,która znajduję się w stanie wojny od bodajże 30 lat :dry: tylko takiego cudu nam potrzeba :0

Tusk obiecywał cuda no i są.... rekordowo drogie paliwo, rekordowo niskie pensje, upadek Polski, to cud.... tak rozwalić państwo o takim potencjale!